Zamiast wstępu
Nazwa Wierzbno pochodzi prawdopodobnie od rzeczownika wierzba. Poniżej zamieszczamy przepiękne refleksje na temat wierzby autorstwa ks. Mariusza Pohla z jego książki „Piękno rodzime”, wydanej przez Wydawnictwo św. Wojciecha. Autorowi dziękujemy za zgodę na ich publikację oraz za zdjęcia.
Ks. Krystian Szenowski
Wierzby – przydrożne arcydzieła
Każdy kraj ma swoje charakterystyczne, wręcz mityczne, krajobrazy, architekturę, dzieła sztuki, bohaterów. Są to rozpoznawalne symbole, po których można szybko skojarzyć kraj i kulturę. Gdyby pokusić się o sporządzenie listy takich symboli dla Polski, to na pewno w czołówce musiałaby się znaleźć wierzba. Pomnik Chopina pod wierzbą to najbardziej znana wizytówka Polski w Europie i świecie.
Trudno byłoby znaleźć bardziej charakterystyczny element polskiego krajobrazu, jak właśnie przysadzista, pokręcona, rosochata wierzba. Jest to drzewo niezwykłe. Można powiedzieć, że rośnie samo. Wystarczy wbić w ziemię kawał wierzbowego kija, a na następną wiosnę wypuści zielone listki, jesienią będą już spore gałęzie, a w następnym roku dobrze ukorzenione drzewo. Wierzba wyciąga swe ramiona prosto ku niebu. W naturalnym stanie jest to wysokie, bujne drzewo. Ma ono także odmianę płaczącą, gdzie konary i wiotkie gałązki zwieszają się nisko ku ziemi, a raczej ku lustru wody, bo na ogół sadzi się je nad brzegami stawów, jezior i rzek. Wtedy w spokojne wieczory, przed zachodem słońca, złote loki wierzbowych włosów odbijają się w tafli wody i wydaje się, że świat się podwoił, że jego bogactwo form i kolorów nie mieści się już w jednym wymiarze rzeczywistości, ale potrzebuje bliźniaczego wymiaru, potrzebuje lustrzanego obrazu, świadka swego piękna.
Nieraz wierzba rośnie w szczerym polu, zwykle na miedzy. Ponieważ niełatwo do niej dojść po zaoranym polu czy ostrym ściernisku, może rosnąć spokojnie, dopóki piorun nie rozszczepi jej na drobne drzazgi albo nie powali na ziemię jesienna wichura. Ale nawet piorun nie zdoła wierzby zabić: ze spalonego korzenia albo zwalonego pnia szybko wyrastają nowe pędy i za kilka lat na miedzy znów szumi wierzba, przerastając przez zbutwiałe resztki swej matczynej poprzedniczki.
A ma czym szumieć na wietrze. Długie, wiotkie gałązki są obsypane wąskimi liśćmi. Ich powierzchnia jest jakby lekko nawoskowana lub porośnięta szarym meszkiem. Spód liścia jest bardzo jasny, prawie biały. Gdy wieje silny wiatr i odwraca liście, zwłaszcza na tle ciemnych chmur zbliżającej się burzy, w promieniach słońca wierzby stają się srebrzysto-białe. Gałęzie poruszają się gwałtownie na wietrze, jakby chciały oderwać się od drzew i ziemi i wzlecieć do góry. Nieraz w tle widać już świetliste zygzaki błyskawic, ale grzmotu jeszcze nie słychać, gdyż burza jest daleko. Dopiero po dłuższym czasie, przez szum wiatru, przebija się basowe mruczenie. Powoli narasta groza, jak to przed burzą. A nieraz do domu jeszcze daleka droga. A gdy na wozie jest siano, które lepiej, żeby nie zmokło albo nie porwał go wiatr, to gospodarze popędzają konie, ile się da. Kobiety z dziećmi już dawno wróciły do domu na rowerach. Tylko wierzby w gęstych zaroślach nad rzeką na końcu łąki zostają, zdane na łaskę żywiołu.
Zupełnie inny jest los i kształt wierzb rosnących w długich szpalerach przy drogach. Zwykle są to wąskie, gruntowe drogi, wiodące przez pola, albo brukowane gościńce do pobliskiego folwarku, gorzelni czy przysiółka. Drogi do kościoła były na ogół obsadzane brzozami, topolami lub lipami, bo to o wiele poważniejsze drzewa niż czupurne, rosochate wierzby. Zwłaszcza że w tych wierzbach, jak głosiły stare legendy, lubiły zamieszkiwać różnego rodzaju diabły, a już najbardziej Rokita. To mały, niezbyt groźny diabełek-psotnik, taki z bajki dla dzieci, do postraszenia. Nie wyrządzi on nikomu wielkiej krzywdy, ale chętnie przestawi drogowskaz, by kogoś zmylić; podziurawi drogę, by w dołach zbierała się błotnista woda i utrudniała jazdę; chętnie też przestraszy konia, gdy woźnica zamarudzi i o szarówce wraca do domu, często trochę podchmielony. Oj, łatwo się wtedy przestraszyć, bo wierzby mają nieraz tak fantastyczne, pokręcone pnie, pochylone głowy, sękate gałęzie, że na tle ciemnego nieba, gdy wyobraźnia zaczyna pracować, można sobie różne obrazy roić w głowie.
A te niewiarygodne kształty to w znacznej mierze dzieło człowieka. Jak wierzba rośnie tuż przy drodze i łatwo do niej dojechać, to nieraz musi z tego powodu trochę pocierpieć. Chłopi lubią przycinać wierzbowe gałęzie, bo to dobry i tani opał. Gałęzie odrastają bardzo szybko, zagęszczając się przy tym i prostując. Końcówka grubego pnia, poraniona ciosami siekier i rzazami pił, pokrywa się niezliczonymi bliznami. Kora grubieje, konar się skręca i przyjmuje z upływem lat wygląd grubej, niekształtnej głowy. Nieraz pod ciężarem gałęzi łeb wierzby pęka i rozdwaja się. Wkrótce świeży miąższ obsycha, twardnieje i powstaje rozpłatana, dwupienna wierzba. Nasze łąki, pobrzeża lasów, stawów i mokradeł, pobocza dróg i brzegi rzek, opłotki, miedze i rowy na polach są pełne takich wierzb o najprzeróżniejszych kształtach – arcydzieł sztuki natury
Bywa, że część pnia pochyla się aż do ziemi. Gałązki wkorzeniają się w glebę i obok wyrasta drugie drzewo, złączone z pierwszym arkadowym łukiem. Nieraz w zagłębieniu głowy zbiera się próchno, nawiany wiatrem piach, ptasie gniazdo, uwite którejś wiosny. Gdy ptaki przyniosą tam kiść jarzębiny albo świerkową szyszkę, to po latach na wierzbie wyrasta jarzębinka albo świerk. Rosną dopóki, dopóty wierzba utrzyma brzemię swego wyrodnego dziecka. Ale gdy drzewa się zwalą pod własnym ciężarem, giną obydwa – choć wierzba szybko zmartwychwstaje i odradza się z własnych korzeni.
Wierzbowe drewno w stanie rosnącym jest sprężyste i łatwo się drze wzdłuż słojów, dlatego jest chętnie wykorzystywane do różnych gospodarskich prac. Pod korą młodych pędów jest tyle soków, że kora łatwo się oddziela od miąższu. Dzięki temu chłopcy pasający krowy na łąkach mogą z wierzbowych gałązek wić fujarki. Zielona korowina, obtłuczona z lekka drewnianym kozikiem, łatwo się zsuwa z gałązki. Po odpowiednim spreparowaniu trzpienia wsuwa się go na powrót, wycina otworki, formuje gwizdek — i już mały pastuszek może wygrywać pod lasem swoje melodyjki. Z grubszej kory, zdartej szerokim pasem, można uformować wielką, zieloną tubę, na wzór trombity, i dąć w nią niczym w bawoli róg. Może ze względu na te właściwości Chopin jest tak blisko skojarzony z tym muzykalnym drzewem? A może po prostu nie ma nic bardziej polskiego i pasującego do siebie, jak wierzba z mazowieckiej miedzy i chopinowski mazurek?
Na wiosnę wiele gatunków wierzb pokrywa się puszystymi kotkami. To doskonały mechanizm natury mający zabezpieczyć młode pąki przed przymrozkami – tak by to wytłumaczył biolog. Ale nam, zwykłym ludziom, wierzbowe kotki kojarzą się przede wszystkim z Wielkanocą, Zmartwychwstaniem, nowym życiem. Bo otulone puchem nowe pączki symbolizują odradzanie się życia. Wierzbowy koł wbity w ziemię, który na wiosnę wypuszcza listki, symbolizuje zwycięstwo życia. Powalony pień wiekowej wierzby, który od korzenia odbija młodymi gałązkami, to obraz niezniszczalności życia. Może dlatego tak upodobaliśmy sobie w Polsce wierzbę, jako nasz narodowy symbol, bo dostrzegamy tyle podobieństw między tym lichym, ale jakże żywotnym drzewem, a naszym narodem, tylekroć niszczonym i umęczonym, ale nigdy nie pokonanym.